2012r.
Wrocław –
Włochy: Garda– Werona - Dolina Aosty –
Francja: Periqueux– Guethary – Hiszpania: Burgos – Pereira – Vigo– Ribadavia –
Portugalia: Porto – Hiszpania: Oviedo–
Islares – Francja: Dijon – Niemcy: Drezno
– Wrocław.
Start |
Wracamy w słoneczny wiosenny dzień autem do
Wrocławia… myślę o naszym zaproszeniu na wesela naszych przyjaciół do maleńkiej
A Pereira, tak małej, że wszystkowiedzący Googlemap pomija jej istnienie – tym
lepiej. A może by tak pojechać autem 2800 km w linii prostej z 4,5 letnim dzieckiem,
spać po drodze w namiocie tam gdzie złapie nas zachód słońca? Dlaczego nie.
Lipiec 2012r. Wyruszyliśmy
z Wrocławia o 20.00 i po całej nocy w aucie dotarliśmy do Gardy nad Jeziorem
Garda we Włoszech. Dalej Werona, wizyta w Alpach w dolinie Aosty – wjazd kolejką na polanę na
2450m.n.p.m. z widokiem na Monte de Rosso i schronisko na 3375 m.n.p.m. nad miejscowością
La Palud z widokiem na Monte Blanc.
3375 m.n.p.m. w drodze do schroniska - Dolina Aosty |
Kolejka - Dolina Aosty |
Plaża serferów -Guethary |
Plaża serferów -Guethary |
Hiszpania przywitała nas falą gorąca i owocami morza kupionymi z drewnianych skrzynek wcześnie rano na targu rybnym, grillowanymi na jednorazowym grillu na skałach odkrytych przez odpływ.
Owoce morza na śniadanie |
Tak pokonaliśmy
7133 km, przejechaliśmy przez Włochy, Francję, Hiszpanię, Portugalię, Niemcy.
Przeżyliśmy wspaniałe chwile na polsko-hiszpańskim weselu, gdzie w namiocie na
obrzeżach placu, gdzie tańczyli goście, rozstawiliśmy namiot, a w nim spała
Oliwka gdy nie była w stanie już ruszać
nogami. Po weselu ruszyliśmy dalej na zachód i dotarliśmy do oceanu. Spełniło
się moje marzenie, żeby wyjść z domu i dojechać na kraniec Europy..
Wracamy. Powrót
zaplanowaliśmy północną Hiszpanią, żeby nie powtarzać trasy. Jadąc wzdłuż
północnego wybrzeża mijamy dziesiątki piechurów z plecakami i muszlą na piersi.
Ci ludzie to pielgrzymi na szlaku Św. Jakuba, idąc
szlakiem Norte zmierzają do Santiago de Compostela w sobie tylko
wiadomym celu. Uśmiechamy się i pozdrawiamy ich światłami, machamy do nich, nie
bardzo rozumieją o co nam chodzi, bo i skąd mogą widzieć, że 3 lata temu to my
szliśmy z Leon do Santiago. To było magiczne przeżycie, a ludzie spotkani na
szlaku wspaniali. Jadąc zauważyłem przepiękną piaszczystą plażę otoczoną
klifami, turkus wody był taki jakiego nigdy wcześniej i później nie widziałem.
Plaża z bliska była jeszcze piękniejsza. Pionowe ściany ze skały przypominającej
pumeks wznosiły się pionowo na kilka metrów, a woda powycinała w nich zatoki. Pomiędzy
ścianą skał a wodą ścielił się żółciutki piasek, lekko głaskany przez maleńkie,
spienione fale. Wybraliśmy zatoczkę, rozłożyliśmy ręcznik, wiaderko i łopatkę.
Biorę ABC i daje nura przy skale, która widzę o kilkanaście metrów. Wracam po
pólgodzinie. Ola stoi na skale, zabawki odpłynęły. Zaczął się gwałtowny
przypływ. Szybko oceniam sytuację i widzę, że jest źle. Nasza najpiękniejsza
plaża Europy stała się pułapką. Biorę małą na plecy i próbuje wynieść. Nie da
rady. Finał była taki, że sprowadziłem pomoc, ratowników z łodzią motorową, do
której wskoczyłem i zaczęła się walka z czasem… pominę, to co było dalej.. Pół godziny później siedzimy w małej knajpie
na pobliskim wzgórzu i widzimy jak fale walą w naszą zatokę..
Dalej poszło
gładko, jedziemy do domu.. Dotarliśmy. Było warto. Jak zwykle ..
Francja - po drodze |
Sklep z pamiątkami - Periqueux |
Dijon - śladami sowy |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz