niedziela, 1 marca 2015

7133 km przygody.. lipiec 2012r







2012r.
Wrocław – Włochy: Garda– Werona  - Dolina Aosty – Francja: Periqueux– Guethary – Hiszpania: Burgos – Pereira – Vigo– Ribadavia – Portugalia:  Porto – Hiszpania: Oviedo– Islares – Francja:  Dijon – Niemcy: Drezno – Wrocław. 
Start
 Wracamy w słoneczny wiosenny dzień autem do Wrocławia… myślę o naszym zaproszeniu na wesela naszych przyjaciół do maleńkiej A Pereira, tak małej, że wszystkowiedzący Googlemap pomija jej istnienie – tym lepiej. A może by tak pojechać autem 2800 km w linii prostej z 4,5 letnim dzieckiem, spać po drodze w namiocie tam gdzie złapie nas zachód słońca? Dlaczego nie.
Lipiec 2012r. Wyruszyliśmy z Wrocławia o 20.00 i po całej nocy w aucie dotarliśmy do Gardy nad Jeziorem Garda we Włoszech. Dalej Werona, wizyta w Alpach w  dolinie Aosty – wjazd kolejką na polanę na 2450m.n.p.m. z widokiem na Monte de Rosso i schronisko na 3375 m.n.p.m. nad miejscowością La Palud z widokiem na Monte Blanc. 

Werona - panorama
Plac zabaw na 2400 m.n.p.m. Dolina Aosty
3375 m.n.p.m. w drodze do schroniska - Dolina Aosty
Kolejka - Dolina Aosty
Diabelnie drogi przejazd tunelem pod masywem Mont Blanc do Francji. Szybki przejazd pod granicę z Hiszpanią i niezapominania kąpiel na przydrożnej plaży dla serferów.
Plaża serferów -Guethary

Plaża serferów -Guethary


Hiszpania przywitała nas falą gorąca i owocami morza kupionymi z drewnianych skrzynek wcześnie rano na targu rybnym, grillowanymi na jednorazowym grillu na skałach odkrytych przez odpływ.

Owoce morza na śniadanie
Wypracowaliśmy rytm: wczesne poranki, coś do picia i jedziemy kilka godzin zanim Oliwka obudzi się i zacznie się nudzić, później przerwa dla nas i wspólne śniadanie, często na rozkładanym stoliku albo na spotkanej ławce i widokiem na coś ciekawego. Po śniadaniu jedziemy dalej, ale już krótko, do konkretnej atrakcji. Plan ustalamy na bieżąco, a poczucie wolności wyboru daje masę radochy. Po zwiedzaniu pakujemy się i jedziemy aż do zmroku. Dalej kąpiel i sen, byle gdzie tylko nie do hotelu.



Tak pokonaliśmy 7133 km, przejechaliśmy przez Włochy, Francję, Hiszpanię, Portugalię, Niemcy.

Przeżyliśmy wspaniałe chwile na polsko-hiszpańskim weselu, gdzie w namiocie na obrzeżach placu, gdzie tańczyli goście, rozstawiliśmy namiot, a w nim spała Oliwka  gdy nie była w stanie już ruszać nogami. Po weselu ruszyliśmy dalej na zachód i dotarliśmy do oceanu. Spełniło się moje marzenie, żeby wyjść z domu i dojechać na kraniec Europy.. 
Wracamy. Powrót zaplanowaliśmy północną Hiszpanią, żeby nie powtarzać trasy. Jadąc wzdłuż północnego wybrzeża mijamy dziesiątki piechurów z plecakami i muszlą na piersi. Ci ludzie to pielgrzymi na szlaku Św. Jakuba,  idąc  szlakiem Norte zmierzają do Santiago de Compostela w sobie tylko wiadomym celu. Uśmiechamy się i pozdrawiamy ich światłami, machamy do nich, nie bardzo rozumieją o co nam chodzi, bo i skąd mogą widzieć, że 3 lata temu to my szliśmy z Leon do Santiago. To było magiczne przeżycie, a ludzie spotkani na szlaku wspaniali. Jadąc zauważyłem przepiękną piaszczystą plażę otoczoną klifami, turkus wody był taki jakiego nigdy wcześniej i później nie widziałem. Plaża z bliska była jeszcze piękniejsza. Pionowe ściany ze skały przypominającej pumeks wznosiły się pionowo na kilka metrów, a woda powycinała w nich zatoki. Pomiędzy ścianą skał a wodą ścielił się żółciutki piasek, lekko głaskany przez maleńkie, spienione fale. Wybraliśmy zatoczkę, rozłożyliśmy ręcznik, wiaderko i łopatkę. Biorę ABC i daje nura przy skale, która widzę o kilkanaście metrów. Wracam po pólgodzinie. Ola stoi na skale, zabawki odpłynęły. Zaczął się gwałtowny przypływ. Szybko oceniam sytuację i widzę, że jest źle. Nasza najpiękniejsza plaża Europy stała się pułapką. Biorę małą na plecy i próbuje wynieść. Nie da rady. Finał była taki, że sprowadziłem pomoc, ratowników z łodzią motorową, do której wskoczyłem i zaczęła się walka z czasem… pominę, to co było dalej..  Pół godziny później siedzimy w małej knajpie na pobliskim wzgórzu i widzimy jak fale walą w naszą zatokę..
Dalej poszło gładko, jedziemy do domu.. Dotarliśmy. Było warto. Jak zwykle .. 



Francja - po drodze

Sklep z pamiątkami - Periqueux

Dijon - śladami sowy





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz